Miałam wczoraj rozmowę z ważną dla mnie osobą. O transerfingu i dlaczego on działa u mnie, a u innych nie.
Dlaczego u mnie eksplodował natychmiast i w tak spektakularny sposób, a u innych nie.
Dlaczego niektórzy nie mogą nawet przebrnąć przez tę książkę. Dopiero wczoraj mnie olśniło. Po ponad 6 latach korzystania z obfitości, którą daje mi cały wszechświat.
Dlaczego nikt o tym nie mówi, skoro jest to podstawa podstaw.
Dlaczego dla mnie było to oczywiste i wydawało mi się, że wszyscy o tym wiedzą.
I wreszcie dlaczego nawet Ci, którzy czytają Zelanda jak ja i chłoną go jak gąbka, nie mieli nigdy takich cudów w życiu jak ja?
Dlaczego przez te wszystkie lata robiłam webinary o „czarowaniu” i ludzie mogli siedzieć po kilka godzin i nie chcieli iść spać, a mimo to nie doświadczali zmian w swoim życiu? Mimo, że podawałam wszystko na tacy.
Zauważyłam to dopiero, kiedy i u mnie cuda się skończyły. Bo ja przestałam je wpuszczać do mojego życia. To wpuszczanie jest z pozoru najtrudniejszą rzeczą. Samo zrozumienie nie wystarczy.
Wpuszczanie do swojego życia obfitości jest procesem, który trzeba uruchomić i powtarzać aż do momentu, kiedy włączy się perpetum mobile.
Zaczęłam na nowo. Tylko 1 minutę dziennie, bo jestem leniwa. Ale ta 1 minuta rano wystarczy, bo potem dnia brakuje.
Biorę się więc do pracy, żeby przygotować odpowiedni podręcznik dla moich dziewczyn. Nie wiem ile mi zejdzie, ale wszystko, co dotyczy „czarowania” będzie na Różowej Klarze. Ona po to powstała.
Skomentuj ten wpis