Przez kilka lat miałam do dyspozycji tylko jeden amalgamat.
„Mój świat troszczy się o mnie i wszystko idzie tak, jak trzeba”.
Wystarczało mi to oraz bycie OBSERWATOREM.
Serfowałam nieustannie na fali szczęścia i jedynym moim pragnieniem było pokazanie innym, jakie to proste, łatwe i przyjemne, czerpanie z życia i wybieranie tego, co nas najbardziej pociąga.
Czasami miałam wrażenie, że żyję w baśni.
Manifestowało się wszystko to, o czym pomyślałam. A że byłam już zaprawionym praktykiem, moje myśli były „właściwe”.
Był to stan dla mnie nowy, którego nie wbijano mi do głowy od małego. Dlatego po kilku latach uczenia innych, jak wskoczyć na falę szczęścia, zaczęłam się przysłuchiwać bardziej ludziom, bo wciąż nie wiedziałam wówczas, dlaczego mój los jest taki wspaniały, a ich wręcz odwrotnie.
Kiedy się tak wsłuchiwałam, nie zauważyłam nawet, jak zaczęłam oddawać witalność (energię) innym i przyzwyczajać ich, do żywienia się mną, zamiast czerpać z „elektrowni”.
Słabszy prąd elektryczny powodował mniej wyładowań. Mniej impulsów i niewystarczające połączenie z polem energoinformacyjnym. Dopuściłam do siebie kilka dodatkowych „rytuałów” zasłyszanych od ludzi, którzy wszystko wiedzieli najlepiej, ale nie mieli wyników.
Marnotrawienie energii na te niepotrzebne rytuały, jak np. zadawanie pytań „wszechświatowi” czy radykalne wybaczanie i kilka innych, drastycznie obniżyło efektywność zamiaru zewnętrznego i trochę mi się w życiu zawaliło rzeczy.
Oczywiście nie pozwalam sobie na słuchanie rad wziętych żywcem z new age: Zaakceptuj to. Tak miało być.
Nie. Nie akceptuję rzeczy, które mi się nie podobają, ponieważ doświadczałam przez wiele lat cudu wybierania takiego losu, w którym zarabiałam w milionach, otaczali mnie ludzie podobni do mnie i nie było absolutnie grama problemów. Na długie lata zapomniałam, co znaczy to słowo. Więc doskonale wiedziałam, jak to robić, ale moje baterie były rozładowane.
Jak telefon. Nie działa, jeśli go nie ładuję.
I wiem, że godzenie się z losem to potwierdzanie własnej impotencji i brak wiedzy o tym, jak zmienić ten los. To brak wiedzy.
Wszystko ma przyczynę i należy dokonać analizy, aby unikać utraty sił życiowych, ponieważ to ich „uchodzenie” jak z przebitego koła, prowadzi do katastrof.
No więc kiedy mi się zawaliło życie, najpierw zawalczyłam o to, by móc normalnie funkcjonować, gdy dziennie traciłam po jednym kilogramie i nie mogłam jeść z powodu stresu, którego wcześniej nie znałam oraz niewypowiedzianego smutku, że stało się coś, czego się nie spodziewałam. Pojawił się lęk o życie, bo już i tak byłam chudziutka, a tu taki spadek wagi, 7 kg na tydzień.
Przestałam być obserwatorem. Wróciłam do starego programu, wczuwania się w rolę innych, czyli modną, ale najbardziej niszczącą życie cechę o nazwie empatia.
Rok czasu trwał moj powrót do równowagi. Spadłam z bardzo wysokiego konia i potłukłam się boleśnie. Straciłam wszystko, a zarabiałam czasem prawie 50 tys euro miesięcznie (dzięki naukom TR).
Byłam tak wyzuta z sił witalnych, że długo nie wiedziałam nawet, od czego zacząć odbudowę życia. Był moment, że nawet już nie chciało mi się żyć.
Pierwsza rzecz, jaką zrobiłam, to były sesje usuwania traum u Czyżyka. (Ona jest warta każdych pieniędzy, bo robi cuda z człowiekiem). Bez tego nie dałabym rady i mimo, że sama mogłabym je kiedyś usunąć, byłam zbyt słaba energetycznie.
Kilka długich sesji uwolniło mnie na tyle skutecznie, że mogłam już samodzielnie wrócić do transerfingowych rytuałów i jedynego skutecznego dla mnie amalgamatu:
„Mój świat troszczy się o mnie i wszystko idzie tak, jak trzeba”.
To tylko baza. Ten amalgamat musi być zasilony energetycznie oraz mentalnie. Nie wystarczy powtarzać jak papuga formułki, czego uczył Murphy w Potędze podświadomości, a jest to nic innego, jak gwałt na własnej duszy.
Amalgamat musi bazować na wiedzy, nie na wierze. To ogromna różnica. Wiara to synonim pragnienia i siostra wątpliwości, natomiast w transerfingu nie ma miejsca na pragnienia i obawy, że to, o czym marzę się nie spełni.
Wiedza to moc wybierania właściwego wariantu rzeczywistości.
Aby zaopatrzyć się w wiedzę, trzeba pozbyć się całej ezoterycznej otoczki i nie dawać się wciągać w zabierające energię medytacje, egzaltacje i szaleństwa „wysokich wibracji”.
Jest to dzisiaj trend tak mocny prawie jak ruchy typu np. Lgbt. Negowanie ich spotyka się z podobnymi reakcjami.
Ale to są tylko egregory, których jedynym celem jest rosnąć w siłę dzięki Twojej krwi (energii/duszy). Nawiasem mówiąc, biblia pięknie to opisuje.
Wybór losu odbywa się w ciszy, skupieniu i racjonalnym kierowaniu energii tam, gdzie ma ona pójść. Dochodzimy tutaj do czystej mechaniki kwantowej, której orędownikiem jest sam Zeland parafrazując nieco stwierdzenie fizyka, noblisty, Nielsa Bohra, że „krzesło nie istnieje, dopóki go nie zauważysz”.
To jedno zdanie wg mnie jest kwintesencją transerfingu i najprostszą definicją zamiaru zewnętrznego. Ale…
Założę się, że nie wiesz już w tej chwili, o czym ja piszę.
Żeby pojąć prostotę i geniusz natury, która aż bije po oczach, trzeba się edukować i przede wszystkim czytać książki.
Nie dlatego, że jesteśmy głupi, bo nie jesteśmy, ale dlatego, że programuje się nas od pierwszych dni, że wszystko przychodzi z trudem, że za wszystko trzeba płacić, że nic nie trwa wiecznie, że wszystko co dobre, szybko się kończy, że tylko wybrani mają szansę na lepsze życie, że w życiu piękne są tylko chwile itd…
Destrukcyjne programy paraliżujące zdolności „widzenia” innej rzeczywistości.
Ja znam sposób na wysoki poziom i jakość prądu elektrycznego w ciele. Nie mówię o „wysokich wibracjach”, bo te, jak już pisałam w innym materiale, są efektem końcowym wyładowań elektrycznych w ciele i ich częstotliwości. Należy skupić się na właściwym działaniu generatora tego prądu, na ELEKTROWNI.
Dlatego ludzie robią dziesiątki kursów, wydają ciężkie pieniądze i uzależniają się się od swoich guru, bo otrzymują ochłapy cudzej energii i nikt ich nie uczy, jak produkować własną i dzielić się nią z innymi.
Każdy z nas jest wielką chodzącą elektrownią. Reaktorem atomowym, zgaszonym i pozamykanym na cztery spusty. Czas najwyższy uruchomić perpetum mobile i odkrywać inne rzeczywistości, bo to, co widzimy, nie jest prawdą. Świat wygląda zupełnie inaczej, a zmiany scenerii, jeśli masz szansę raz zobaczyć, nigdy już tego nie zapomnisz.
To również opisywałam wiele razy.
No więc, jak pisałam, ja wiem, jak uruchomić perpetum mobile. Zrobiłam to już co najmniej 2 razy i myślę, że opiszę to w bardziej przystępny sposób, ale potrzebuję czasu. Mam już pomysł i wszystko, co jest potrzebne.
Pamiętaj: wszystko na tym świecie jest ZA DARMO. Jeśli teraz płacisz za cokolwiek, to czas to zmienić.
Skomentuj ten wpis