W marcu 2003 roku spotkałem się w Amsterdamie z wielkim mistrzem pewnej belgijskiej loży i długo z nim rozmawiałem, mogę więc zapewnić, że cel, do którego się dąży, zostanie wkrótce osiągnięty.
Od kwietnia 2003 roku całkiem oficjalnie praktykuje się w Niemczech wprowadzanie układów elektronicznych pod skórę ludzi posiadających rozruszniki serca oraz dzieci prominentów. W Holandii, Stanach Zjednoczonych i Nowej Zelandii taka możliwość istnieje już od kilkunastu lat.
Niejeden obywatel Niemiec uważał, że u nas ten moment zwrotny nie nastąpi. Próżne nadzieje!
Czeka nas też niebawem – o tym była już mowa – bezgotówkowy obrót pieniędzmi. W roku 1996, znalazłszy się w Szwajcarii, potrzebowałem „goryla”. Został nim człowiek, który wiele lat służył w szwajcarskim wywiadzie gospodarczym.
Zresztą w ciągu tego samego weekendu spotkałem się z dwoma innymi agentami wywiadu, ojcem i synem. Ten ostatni był wtedy szefem jednej z największych firm telekomunikacyjnych na świecie. Chcąc zaimponować ojcu, opowiedział z dumą o tym, że powstały już wszystkie terminale, dzięki którym w ciągu tygodnia można w całej Szwajcarii wprowadzić obrót bezgotówkowy – a było to w roku 1996!
Nie łudźmy się – wszystko jest przygotowane, gotówka zniknie. Nie wiadomo tylko, co spowoduje jej zniknięcie. Nowy ład świata jest już chyba nieuchronny – zresztą pewno uchronienie się przed nim nie powinno być możliwe, bo ludzkość dojrzewa dzięki temu, że stawia czoło wszystkiemu, co ją spotyka. Przed kilku laty można co prawda było nadać losom świata inny kierunek, ale tę szansę zmarnowano. Jeżeli chcemy iluminatów pozbawić władzy, to musimy położyć kres systemowi odsetek od odsetek i zakazać działalności giełdom, to bowiem są ich „narzędzia”, tam też, w bankach i na giełdach, robi się najlepsze interesy. Ale uniezależnienie świata od systemu FED nie jest już możliwe – zwłaszcza ze względu na wprowadzenie euro (waluty narzuconej nam, co typowe dla iluminatów, bardzo „demokratycznie”) oraz przyspieszającą w ciągu ostatnich dziesięciu lat globalizację – a to oznacza, że wyeliminowanie iluminatów pogrążyłoby świat w absolutnym chaosie.
Chaosu zresztą nie unikniemy, bo nowy ład świata powstaje za sprawą sztucznego terroryzmu. Na pieczęci masonów obrządku szkockiego widnieją słowa ordo ab chao, co znaczy: ład z chaosu. Iluminaci dokładają wszelkich starań, by wywołać chaos – służą temu: znoszenie granic, małżeństwa mieszane, małżeństwa homoseksualne, zdziczenie dzieci i całych społeczeństw za sprawą przemocy i seksu w telewizji, gier video, Internetu, eliminowanie takich wartości jak rodzina, tradycja, honor, godność osobista, poprzez propagowanie zboczeń, rozpowszechnianie pornografii i narkotyków… Biorą się z tego konflikty między autochtonami a imigrantami, do których dochodzi w różnych państwach i które sprawiają, że ludzie czują się niepewnie, pełni obaw i upominają się o rządy silnej ręki. Jest to realizowane poprzez wprowadzanie dowodów osobistych, rewizje osobiste, ścisły nadzór…
I tak to się toczy… Niczemu zapobiec już nie można. O tym, że świat zostanie – celowo – zalany przez wielką falę terroryzmu, jeden z moich najlepszych przyjaciół usłyszał od wielkiego mistrza pewnej berlińskiej loż – już w 1997 roku. Wszystko toczy się więc zgodnie z planem…
Nie chcemy tutaj nikogo straszyć, ale tak właśnie się dzieje, kiedy ludzie wolą pewnych rzeczy nie dostrzegać. Jednak o wiele bardziej przerażające są plany wobec „darmozjadów”.
Prawdopodobnie jest to dla Was pojęcie niezrozumiałe, wyjaśnię je więc. Osobista rozmowa z pewnym amerykańskim iluminatem, odbyta jesienią 2003 roku, przekonała mnie o tym, że największym problemem dla owych ludzi jest przeludnienie. Według mojego rozmówcy, Global 200 Raport sprawił, że w końcu uświadomiono sobie, iż w końcu miarka się przebierze. Stwierdził on, że w roku 2012 ostatni wielki obszar wydobycia ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej osiągnie swój peak (szczyt) i najpóźniej wtedy zrodzi się nowy globalny problem.
Od siebie wyjaśniam, że każdy obszar wydobycia ropy ma swój peak – punkt kulminacyjny, czyli czas największych zysków. Na początku są tylko koszta: instaluje się wieże wiertnicze, prowadzi się wiercenia. Jeżeli wytryśnie ropa, to prędzej czy później koszta się amortyzują i można osiągać zyski. Jest to możliwe, dopóki nie zakończy się eksploatacji w przybliżeniu dwóch trzecich zasobów ropy. Od tej pory pojawia się w ropie coraz więcej zanieczyszczeń (osad, muł…), wymaga więc ona oczyszczenia, przefiltrowania, z czym wiążą się nowe koszta. Czas największych zysków określa się jako peak, ponieważ później krzywa zysków spada z powodu kosztów filtrowania. Pole naftowe, które osiągnie punkt kulminacyjny, jak ostatnie, znajduje się, jak stwierdził tamten iluminat, w Arabii Saudyjskie a kulminacja ta nastąpi w roku 2012.
W 2012 roku może więc pojawić się pewien problem, od tego czasu bowiem wszelkie produkty naftowe będą drożeć – i nigdy już nie stanieją.
Gdy zwróciłem uwagę, że problem mogłaby rozwiązać wolna energia, padła odpowiedź, że to tylko mydlenie oczu, bo zaledwie 20-30% wydobywanej ropy naftowej znajduje zastosowanie w środkach transportu i instalacjach grzewczych; mowa tu o samochodach osobowych i ciężarowych, pociągach, piecach opalanych ropą…
Mój rozmówca wyjaśnił, że bez przetwarzania ropy nie powstałoby właściwie nic – dotyczy to wszelkich farb, obojętnie, czy przydatnych do produkcji odzieży, do malowania ścian, czy do zamalowywania papieru. Dotyczy to także wszelkich tworzyw sztucznych, komputerów, wyposażenia wnętrz w naszych domach, samochodów, zabawek, tekstyliów, obuwia, aparatów fotograficznych… po prostu wszystkiego. I wszystko to musiałoby podrożeć.
Ale samo to nie stanowi jeszcze głównego problemu, co gorsza, do roku 2012 nastąpi ogromny przyrost ludności świata. Z jednej strony, wszystko podrożeje, z drugiej zaś będzie coraz więcej ludzi, a coraz mniej wolnych miejsc pracy. Należało uniknąć takiej sytuacji. Dlatego też już w latach osiemdziesiątych niektóre rządy, zwłaszcza państw afrykańskich i tych, w których dominuje islam, zostały ponaglone, żeby uporały się z problemem przyrostu obywateli. Ale nie zdołały one wyeliminować tego problemu. Załatwimy to więc sami.
Dysponujemy tak zwaną bronią etniczną, która reaguje na cechy genetyczne, pozwala nam więc dziesiątkować tylko pewną część ludzkości, czyli „rasy”.
W oczach iluminatów darmozjadami są na przykład ludy Afryki, bo niczego nie produkują, a tylko by brały, nastawiają się więc na konsumpcję i – co więcej – rozmnażają się ci ludzie jak króliki (takimi słowami posłużył się ów iluminat).
Jego zdaniem, na całym świecie masy są jak zwierzęta i tak się też zachowują. Ludzi trzeba uważać za bydło i odpowiednio ich traktować. „A co robi się z bydłem?” – zapytał – „Jest ono znakowane!” I dlatego wprowadza się implanty elektroniczne pod ludzką skórę – tak brzmiała jego argumentacja. Jakkolwiek ją ocenimy, trzeba powiedzieć o jeszcze jednym czynniku w tej erze, a mianowicie o przemożnym wpływie inteligentnych istot spoza naszego Układu Słonecznego, które nie pozostawiają ziemskim iluminatom żadnego wyboru. Czy przypominacie sobie istoty pozyskujące tutaj coś, czego im pilnie potrzeba? Gdyby przeciętny obywatel wiedział, co naprawdę dzieje się tutaj, na naszej planecie, to pewno potrafiłby na wszystko spojrzeć inaczej. Dlatego właśnie iluminaci starają się powoli uświadamiać masom realia poprzez produkowane w Hollywood filmy fantastyczno-naukowe.
Wyniknęło to jednoznacznie podczas mojego dialogu z owym iluminatem. Wprawdzie nie nagrałem tej rozmowy, ale po spotkaniu zrobiłem notatki, które chciałbym teraz zacytować.
Na moje pytanie o sens dążenia do nowego ładu świata, iluminat odpowiedział z uśmiechem:
„Panie Holey, przecież pan widzi, że właściwie mamy już ten nowy ład. George Bush senior proklamował go oficjalnie w 1990 roku. Cały świat dowiedział się o tym z telewizji. Teraz nie jest to już żadną tajemnicą. Ale już wcześniej wszelkie drogi prowadzące do nowego ładu były utorowane, istniały też ustawy, które go zapowiadały. Nowy ład świata nastanie, zresztą innego wyjścia nie ma. Sam pan pisał w swoich książkach – wszyscy je znamy – o obcych cywilizacjach, które pojawiły się i nadal pojawiają na naszej planecie. A my sprzysięgliśmy się z nimi. Za coś, czego tamci przybysze potrzebowali z naszej planety, otrzymywaliśmy technologie. A ludzie się dziwią, że w latach pięćdziesiątych rozpoczęta się rewolucja w technice… Ale tego nie można ludziom powiedzieć – jeszcze nie można. Z kim te bardzo inteligentne istoty, które nas odwiedzają, miałyby tutaj rozmawiać i pertraktować? Z arabskim szejkiem, a może z buddyjskim mnichem, raczej bujającym w obłokach, niż chodzącym po ziemi? Z anatolijskim Turkiem, Meksykaninem z getta w Mexico City, sycylijskim Włochem czy może alpejskim góralem?
Oni nie są reprezentantami naszego świata. Już w latach pięćdziesiątych zasiadali w naszych gremiach przedstawiciele innych światów i trafili nawet do Pentagonu, i wszędzie udzielali nam poparcia, gdy wyrażaliśmy chęć przyspieszenia działań na rzecz utworzenia rządu globalnego – przy pomocy ONZ.
Środki, jakie stosujemy, żeby osiągnąć ten cel, nie zawsze są chwalebne. Każdego, kto będzie stawiać opór, zniszczymy. Przyszłością rodzaju ludzkiego jest kosmos. Współpraca z jego mieszkańcami będzie możliwa dopiero wtedy, gdy staniemy się jednym światem, wtedy nie powinna już wybuchnąć żadna wojna. Dlatego właśnie narzucamy światu ten rodzaj rządu globalnego, a ludzie będą musieli do niego przywyknąć.
Poinformowaliśmy rządy wszystkich państw o naszych zamiarach i o tym, że są dwie możliwości – albo dobrowolne współdziałanie, albo wymuszenie. Te państwa, które będą się opierać, czeka wojna. Albo rozpętamy w tych państwach rewolucje, albo wykończymy ich gospodarkę.
Chyba nie sądzi pan, że przybysz z Wenus zechce, by jakiś muzułmanin objaśniał mu Koran… Pojawi się wtedy jeszcze jeden problem. Przybysze z innych światów rozumieją boskość inaczej niż narody tego świata. Nie znają oni Mojżesza, ani Jezusa czy Buddy. Oczywiście zdążyli się dowiedzieć o ich istnieniu i respektują te religie, ale tylko o tyle, o ile sprzyjają one pokojowej komunikacji. Wiara, izolująca tych przybyszów z obcych światów, albo uznająca ich wręcz za wrogów, nie może w tym świecie przetrwać. Przygotowujemy zatem ten świat do stałego kontaktu z całym kosmosem. Niejedna grupa naszych partnerów pochodzi spoza tego Układu Słonecznego i wyglądają te istoty inaczej niż my. Czy sądzi pan, że byłyby one skore do dyskusji z fanatykami religijnymi?
Dobrowolne odżegnanie się od fałszywych wierzeń nie nastąpi – przekonały nas o tym rozmowy z przedstawicielami różnych orientacji religijnych. Będziemy więc musieli tych ludzi zdemoralizować”. Zmieniłem temat i wspomniałem o naszych dzieciach, po czym dodałem, że media celowo ogłupiają ludzi, utrzymują ich na niskim poziomie intelektualnym, dostarczając taniej rozrywki.
Iluminat odpowiedział:
„Oczywiście. Ale ludzie mogą przecież wybierać ten czy inny kanał. My zapewniamy nie tylko pozbawiającą duchowości pornografię, ale również spektakle teatralne i koncerty. Czy sądzi pan, że obejrzałem choćby jeden talk-show? To jest coś dla ludzi na najniższym poziomie umysłowym. Chcemy tę hałastrę czymś zająć, żeby nie robiła jakichś innych głupstw. Za kilka lat wszyscy ci ludzie będą mieli układy elektroniczne pod skórą i wtedy już nie narozrabiają, będą odgórnnie kontrolowani.
Czy sądzi pan, że moje dzieci i dzieci z innych rodzin w naszym środowisku dostosują się do trendów, które akceptuje większość młodych ludzi? Bynajmniej. Nasze dzieci są zadbane i eleganckie, chodzą do elitarnych szkół, władają różnymi językami i myślą globalnie. Wychowujemy przyszłych przywódców. Wpajamy im dumę i każemy trzymać się prosto. Niech pan się przyjrzy młodzieży, pochylonej, nieumiejącej spojrzeć prosto w oczy ani nawet przyzwoicie uścisnąć ręki czy rozmawiać w zrozumiały sposób. Przyznaję: my kusimy młodych ludzi. Ale każdy musi sam zdecydować, czy ulegnie pokusie, i sam za to odpowiada„.
Zaprotestowałem:
– Tak, ale pewną rolę odgrywają też wasze programy telewizyjne, oprócz tego kłamstwa i zafałszowania historii, którymi ludzie są dziś atakowani – przez wasze środki masowego przekazu…
To nie tak, mój młody przyjacielu. Czyż pan sam nie dotarł do prawdy? Czy nie otrzymał pan wszystkich książek i innych tekstów, których pan poszukiwał? I czy nie znalazł pan w nich potwierdzenia tego, co pan przeczytał albo może przeżył wcześniej? Czyż nie odkrył pan samodzielnie niejednej tajemnicy tego świata?
Kto szuka, ten znajduje! Ale większość ludzi wcale nie chce szukać. Dlatego właśnie nie traktujemy ich inaczej niż zwierzęta, bo te również niczego nie szukają. Czy to jasne? Kto nie korzysta ze swego rozumu i nie walczy o wolność osobistą, ten nie odczuwa jej braku. Wiedza jest przecież dostępna! Jest wszędzie. Ale kto tego nie chce dostrzegać, ten widzieć nie będzie. Pan przecież wie, że my się nie ukrywamy. Właściwie nigdy się nie ukrywaliśmy. Nasza symbolika jest widoczna na znakach firmowych i emblematach, za pośrednictwem artykułów prasowych i telewizji mówimy ludziom, że dążymy do stworzenia państwa nadzorującego, a oni się nie sprzeciwiają. Zgoda, przyznaję, że długo usypialiśmy ich czujność. Ale mimo wszystko – teoretycznie mogli coś zmienić. My jednak nie możemy pozwolić, by coś nam przeszkodziło, to jest niedopuszczalne. Nie pozwolimy też na to, żeby pan nam przeszkodził, panie Holey. Potrafię zrozumieć, o co panu chodzi.
W pewnej mierze jest to nawet uzasadnione – z pańskiego punktu widzenia. Ale czy pan potrafi zrozumieć nasz sposób myślenia?
Pan sam dojrzał tylko czubek góry lodowej – albo może trochę więcej. A ja wiem o takich rzeczach, które, gdyby je pan poznał, skłoniłyby pana pewno do zmiany sposobu myślenia o nowym ładzie świata. Tak samo jest w filmie Matrix. Istnieją masy – ponad 95% ludzi – nie mające o niczym, w ogóle o niczym pojęcia. Oprócz nich jest 5% – albo może nawet nie tyle – takich, którzy czują się ludźmi z przyszłości, zmuszonymi do życia w świecie anachronicznym.
Panie Holey, my dysponujemy taką technologią, która już dziś jest na tym poziomie, który uświadamiamy ludziom poprzez hollywoodzkie filmy z gatunku science-fiction. Odwrotu nie ma.
Być może kiedyś stanie pan po mojej stronie i przyzna mi racje.
Koniec maleńkiego fragmentu ze wstrząsającej książki „Ręce precz od tej książki”, Jana Van Helsinga.
Dwa pogrubione fragmenty jasno pokazują cała prawdę o nas. Ze wszystkim się zgadzam w 100%, ale to nie znaczy, że chcę, aby to wszystko się wydarzyło, co nam szykują natomiast walka z tym jest zupełnie bezsensowna, bo istnieją sposoby na dobre życie nawet podczas tych wszystkich zawirowań, zamiast tracić energię na walkę z wiatrakami. I ja o tym właśnie mówię od lat.
To wszystko musi się wydarzyć. Nie mamy na to wpływu, natomiast od nas zależy czy znajdziemy się w środku tego tyglu czy poza nim, jako obserwatorzy.
Skomentuj ten wpis